Please ensure Javascript is enabled for purposes of website accessibility

Efekt cieplarniany – gotujemy się na wolnym ogniu

efekt cieplarniany

Efekt cieplarniany – gotujemy się na wolnym ogniu

Efekt cieplarniany – gotujemy się na wolnym ogniu 2560 1707 Caritas Laudato si’

W nauce prawda „nie leży po środku”, ale „tam, gdzie leży”. Dla klimatologów nic nie jest bardziej jasne od stwierdzenia, że efekt cieplarniany jest faktem, a kolejne lata są najcieplejsze w historii pomiarów.

Procesy, które odpowiadają za coraz szybsze ogrzewanie się naszej planety nie są widoczne gołym okiem. Ale nawet to gołe oko widzi, że od pewnego czasu coś jest nie tak: dziwnie ciepłe zimy, od kilku lat brak śniegu na Boże Narodzenie, wiosna, która bardziej przypomina wczesne lato, długie susze i wysokie temperatury, który utrzymują się do końca października.

Od XIX wieku regularnie badamy temperaturę na ziemi. Kiedyś lokalnie, dzisiaj – w skali całego globu za pośrednictwem czujników umieszczonych na lądach i w oceanach.

2020 to rok pod znakiem pandemii i efektu cieplarnianego

Uczonych ubiegły rok w ogóle nie zaskoczył. Choć wiemy, że 2020 nie był najcieplejszym w historii pomiarów, to plasuje się w ścisłej czołówce (wyprzedziły go tylko 2016 i 2019). W skali dekady wygląda to jeszcze dobitniej, bo wszystkie lata po 2014 r. są najcieplejszymi w historii pomiarów. „Średnia globalna temperatura w 2020 r. ma wynieść około 1,2 st. Celsjusza powyżej poziomu sprzed rewolucji przemysłowej. Istnieje co najmniej 20 proc. szans na to, że do 2024 r. tymczasowo zostanie przekroczony próg 1,5 st. Celsjusza” – napisał w oświadczeniu sekretarz generalny Światowej Organizacji Meteorologicznej (WMO), prof. Petteri Taalas. I choć ubiegły rok został zdominowany przez pandemię i jej skutki, to równolegle do dramatycznych wydarzeń dochodziło na polu zmian klimatu.

W 2019 r. władze Skierniewic ogłosiły, że w mieście zabrakło wody i jasno wskazały, że jest to skutek nadchodzącej klimatycznej zmiany. W 2020 r. przez kilka miesięcy w Polsce panowała susza, która sprawiła, że rolnictwo poniosło kolosalne straty. A to tylko wierzchołek góry lodowej i skutków wysokich temperatur, które na dobre zapanowały na świecie. „Rok 2020 był niestety kolejnym niezwykłym rokiem dla naszego klimatu. Widzieliśmy ekstremalne temperatury na lądzie, morzu, a zwłaszcza w Arktyce. Pożary pochłonęły ogromne obszary Australii, Syberii, zachodniego wybrzeża Stanów Zjednoczonych i Ameryki Południowej, wysyłając smugi dymu dookoła globu. Widzieliśmy rekordową liczbę huraganów na Atlantyku, w tym bezprecedensowe huragany czwartej kategorii (…). Powodzie w niektórych częściach Afryki i Azji Południowo-Wschodniej doprowadziły do masowych przesiedleń ludności i podważyły bezpieczeństwo żywnościowe milionów osób” – podkreśla prof. Taalas.

Zmiana nie do powstrzymania coraz bliżej

Temperatury i dane naukowe to tylko teoria. Jak w praktyce odczujemy zmieniający się klimat na Ziemi? Zdaniem naukowców, którzy zajmują się modelowaniem klimatu, jeśli przekroczymy próg średniej rocznej temperatury o kilka stopni Celsjusza, doprowadzimy do uruchomienia klimatycznych mechanizmów, których nie da się zatrzymać. Więcej – ich dramatyczne następstwa tylko przyspieszą proces i pojawienie się kolejnych, jeszcze groźniejszych anomalii na Ziemi.

O jakich zmianach mowa? Już dzisiaj następuje znaczące pustynnienie niektórych regionów planety, a za kilkadziesiąt lat ich natężenie sprawi, że tereny te nie będą nadawały się do życia. Tak jest np. z subsaharyjską częścią Afryki. Brak możliwości życia na terenach, gdzie średnie dobowe temperatury będą przekraczały termiczną tolerancję człowieka i skrajny brak wody, doprowadzą do masowych, wielomilionowych migracji na tereny, gdzie jeszcze będzie dało się żyć. Jednym z takich kierunków będzie Europa, której klimat w całości przypominać będzie dzisiejsze regiony śródziemnomorskie. Skala społecznych wyzwań i politycznych przetasowań, jaka wiąże się z kolejną wielką wędrówką ludów, jest trudna do oszacowania.

Kolejne kryzysy związane będą z podtopieniami spowodowanymi topiącymi się lodowcami, globalnym kryzysem rolniczym, który doprowadzi do braków w niektórych produktach (zagrożone są m.in. uprawy winorośli, kawowca i herbaty), przerwami w dostąpienie energii elektrycznej przez brak wody, wymieraniem gatunków, czy roztopieniem się wiecznej zmarzliny na Syberii, która – uwalniając magazynowany tam od setek tysięcy lat metan – sprawi, że procesy destabilizacji klimatu przyspieszą jeszcze bardziej.

„Większość ludzi słyszała już o zmianach klimatu i efekcie cieplarnianym, ale nie zdaje sobie sprawy z powagi sytuacji – mówił w wywiadzie dla portalu Teraz Środowisko prof. Szymon Malinowski, fizyk atmosfery. – Przeciętny człowiek mało przebywa na świeżym powietrzu, zapasy żywności czerpie ze sklepu, a woda leje mu się z kranu – i nie doświadcza całego skomplikowanego łańcucha lokalnych i globalnych powiązań. Nie widzi związku między kurczeniem się pokrywy lodowej na Grenlandii, pożarami w Australii a suszą w Polsce; nie rozumie, że klimat to system podtrzymywania życia na naszej planecie. Kiedy zmienia się klimat, wszystko musi się zmienić. Jedynym sposobem na zapewnienie nam przeżycia jest ograniczenie zmian – a do tego konieczna jest dogłębna edukacja, obejmująca sfery polityczne i gospodarcze oraz obywateli. Cała nadzieja w rozumie”.

2021 rokiem nadziei?

Choć w kwestii walki z koronawirusem z nadzieją patrzymy na nowy rok, to jeśli w kwestii klimatu nie zmienimy swojego kierunku (patrząc w skali całej cywilizacji), na przyszłość trudno będzie patrzeć w kolorowych barwach. Fakt, że globalna emisja dwutlenku węgla wpływa na zmianę klimatu i przegrzanie planety nie jest jedynie naukową hipotezą, ale uwodnionym faktem, co do którego wśród naukowców panuje konsensus.

Ratunkiem dla Ziemi, która cierpi na skutek nadmiernej emisji CO2 przez człowieka, jest ograniczenie, a następnie ścięcie do zera rocznej produkcji tego gazu. To trudne zadanie. Dwutlenek węgla jest wypuszczany do atmosfery nie tylko wtedy, kiedy wytwarzamy energię elektryczną z węgla lub gazu, ale także wtedy, kiedy latamy samolotami, transportujemy produkty na duże odległości czy produkujemy mięso. Choć zmiana naszych codziennych nawyków nie odwróci ogólnoświatowego trendu, to służy edukowaniu innych i wywieraniu presji na wielkie korporacje i rządy państw w sprawie redukowania emisji CO2. A to jest konieczne, by za kilkadziesiąt lat temperatura przestała rosnąć w tak dramatycznym tempie.

„Uważam, że warto zrobić, co w naszej mocy – nie dlatego, że w skali globalnej zredukuje to w zauważalny sposób zużycie paliw kopalnych, ale że wpływa to na świadomość otoczenia, stymuluje zmiany kulturowe wokół nas – pisze na łamach portalu Nauka o klimacie Marcin Popkiewicz, klimatolog, fizyk jądrowy i analityk megatrendów. – Traktując priorytetowo efektywność energetyczną zamiast kupować samochód kupisz rower, a zamiast domu w «typowym standardzie energetycznym» – dom autonomiczny. Nie tylko wesprzesz swoimi decyzjami finansowymi jasną stronę mocy, ale też dasz przykład innym”.

Choć może to brzmieć absurdalnie, to jedyna nadzieja dla zachowania planety w takim stanie, jaki znamy dzisiaj, leży w zaprzestaniu masowej produkcji dwutlenku węgla. Czy walkę z tym niewidzialnym zagrożeniem podejmiemy tak samo intensywnie, jak z niewidocznym okiem wirusem?

Michał Lewandowski

Dziennikarz, publicysta, redaktor portalu Deon.pl; koordynuje projekt Wspólny Dom poświęcony ekologii chrześcijańskiej, pisze głównie o zmianach klimatu, ale także o nowych technologiach.

Jeden komentarz
  • Wiele zależy od decyzji zarówno tych odbiorców, którzy są na końcu łańcucha produkcji jak i od przedsiębiorców, którzy mogą tak albo inaczej kształtować swoje cele w biznesie. Już pandemia, którą przeżywamy pokazała, że w niektórych branżach dopiero upadłość może spowodować zmianę nawyków i decyzji podejmowanych na co dzień. Tylko, że wtedy będzie to skutkiem sytuacji „bo inaczej już się nie da”.

Zapisz się
do newslettera!

I trzymaj rękę na pulsie!