Większość z nas, szczególnie ci, którzy żyją w dużych miastach, stale odczuwa brak ciszy. Jednak hałas „rewolucji informatycznej” różni się zasadniczo od hałasu „rewolucji przemysłowej”. Choć jesteśmy jeszcze dziećmi przemian, które rozpoczęły się w zachodnim społeczeństwie na przełomie XVIII i XIX wieku, to coraz bardziej odczuwamy nadciągającą nową epokę. Nie będzie to już epoka zwieńczona okrzykiem włoskich futurystów „miasto–masa–maszyna”, ale królestwo cichego światłowodu. I choć nasz przemysł staje się coraz cichszy, nie oznacza to, że nie jest źródłem hałasu.
Hałasu nie mierzy się tylko w decybelach. Jest on wynikiem napływu coraz to większej ilości informacji. Internet może nie wydawać żadnego dźwięku, ale non stop płyną z niego wiadomości. Podobno współczesny człowiek, jeśli przeczyta weekendowy dodatek do „Naw York Times”, otrzymuje więcej informacji niż przeciętny człowiek w XIX wieku przyswajał przez całe życie. I choć ucichły młoty w kuźniach, to Internet bezszelestnie wbija nam w głowę coraz to nowe dane. Na zagrożenie hałasem zwrócił uwagę papież Franciszek w encyklice „Laudato si’”. Pisze w niej, że
pokój wewnętrzny osoby ma wiele wspólnego z troską o środowisko i dobro wspólne, ponieważ, jeśli są one przeżywane autentycznie, odzwierciedla się w nich zrównoważony styl życia w połączeniu ze zdolnością do zadziwienia, prowadzącą do głębi życia. Natura jest pełna słów miłości, ale jak je usłyszeć pośród ciągłego hałasu, niepokoju i roztargnienia czy też kultu powierzchowności? (225)
Współczesny człowiek pragnie doświadczyć owego pokoju, o którym pisze Ojciec Święty. Ostatnio stały się modne, szczególnie wśród młodego pokolenia, dwie praktyki, pomagające odnaleźć wewnętrzną równowagę. Pierwszą z nich jest szeroko pojęta kultura hygge, drugą natomiast medytacja dalekowschodnia.
Hygge – wyciszenie po skandynawsku
Duńskie słowo hygge oznacza chwile szczęścia, ciepła i bliskości, które możemy odnaleźć w najzwyklejszych sytuacjach. Etymologicznie wywodzi się od norweskiego słowa oznaczającego dobre samopoczucie. Duńczycy jednak nie zgadzają się z tak zawężoną definicją. Dla nich jest ono nieprzetłumaczalnym konceptem, który może oddawać jednocześnie uczucie, wrażenie albo emocje, które wiążą się ze specyficzną atmosferą intymności i przytulności. Oczyszczenie umysłu, czerpanie radości z ruchu, słuchanie szumu deszczu, delektowanie się posiłkami w rodzinnym gronie, patrzenie na ogień, odstresowanie się przez wypicie kawy, robienie tego, na co masz ochotę. Dzięki takiemu podejścia do życia Duńczycy są najszczęśliwszym narodem na ziemi. Nie mając wygórowanych wymagań, nauczyli się czerpać zadowolenie z małych rzeczy.
Skąd popularność takiego stylu życia? Wydaje się, że trzy kwestie mogą czynić hygge atrakcyjnym. Po pierwsze skromność. Zarówno estetyki, jak i samego podejścia do życia. Współczesny człowiek ma już dość hałaśliwej kultury. Świat, który nas otacza, sam w sobie jest na tyle wyzywający i drapieżny, zarówno na ulicach poprzez reklamy, jak i w przestrzeni wirtualnej, że czymś naturalnym jest reakcja obronna, polegająca na poszukiwaniu wyciszenia. Tego typu tendencje da się zaobserwować we wszystkich kulturach żyjących w dobrobycie. Z drugiej strony hygge docenia wagę rytuału. Domowe posiłki, spotkania z przyjaciółmi, dbanie o regularny tryb życia wyznaczany przez małe przyjemności. Temu właśnie służył rytuał. I wreszcie trzeci aspekt, to zwrócenie uwagi na czerpanie przyjemności z życia. Nikt z nas nie chce być tylko trybikiem w maszynie. Zasługujemy na momenty emocjonalnego i fizycznego wytchnienia. Umiejętność dostrzegania takich momentów, jak również kreowania ich, jest częścią hygge.
Dalekowschodni sposób na równowagę
Druga praktyka kieruje nas z północy Europy na Daleki Wschód. Nie ulega wątpliwości, że różne formy medytacji praktykowane w tamtej kulturze zdobywają coraz większą rzeszę zwolenników. Tendencję tą zauważył również Kościół w momencie, kiedy różne formy medytacji zaczęły stopniowo przenikać do modlitwy chrześcijańskiej. Autorzy „Listu do biskupów Kościoła katolickiego o niektórych aspektach medytacji chrześcijańskiej” (1989 r.), podpisanego przez prefekta Kongregacja Nauki Wiary, zdawali sobie sprawę, że
współczesna kultura ogromnie utrudnia zaspokojenie odczuwanej przez ludzi potrzeby ciszy, skupienia i medytacji. (1)
Być może dlatego niektórzy katolicy sięgają dziś po te metody medytacyjne „z motywów terapeutycznych”. Brak duchowego spokoju w życiu poddanym męczącemu rytmowi, narzuconemu przez rozwinięte społeczeństwo technologiczne, sprawia, że chrześcijanie widzą w medytacji drogę do osiągnięcia wewnętrznego spokoju i równowagi psychicznej. Inni chrześcijanie uważają, że przez otwarcie się na inne religie i na drodze wymiany doświadczeń ich modlitwa może dzięki tym metodom wiele zyskać. Stwierdzając, że obecnie wiele tradycyjnych chrześcijańskich metod medytacji wyszło z użycia, pytają, czy wobec tego nie byłoby możliwe wzbogacenie naszego dziedzictwa przez nowe wychowanie do modlitwy, uwzględniając także to, co dotychczas było dlań obce. (2)
Autorzy listu zwracają uwagę na dwa aspekty popularności medytacji dalekowschodnich wśród chrześcijan. Pierwszym jest właśnie poszukiwanie wewnętrznej równowagi zagubionej w kulturze dobrobytu. Drugim jest próba ubogacenia czy też ożywienia na nowo starych metod modlitwy chrześcijańskiej.
Różaniec – medytacja nie dla młodych?
Dwie wyżej opisane tendencje współczesnego świata doskonale wpisują się w bardzo starą praktykę modlitwy różańcowej. Z jednej strony jest ona jedną z najprostszych modlitw praktykowanych przez katolików, z drugiej natomiast jest modlitwą medytacyjną.
Wydaje się, że różaniec jest modlitwą monotonną, a nawet nudną. Szczególnie odbierają ją w ten sposób młodzi ludzie, dlatego tak rzadko jest im proponowana. Różaniec jest rzeczywiście modlitwą monotonną, co nie oznacza, że koniecznie musi być nudny. Każda modlitwa, nie tylko różańcowa, wymaga wierności. Każda modlitwa narażona jest na nudę. Pogoń za atrakcyjnością, za nowością, odciąga nas tak naprawdę od zejścia na głębię. W monotonię modlitwy trzeba się zanurzyć, by odnaleźć spokój. Współczesny świat temu nie sprzyja. Wirtualna rzeczywistość narzuca nam coraz krótszy czas reakcji. Informacja sprzed dwóch godzin jest już nieaktualna. Z drugiej strony obserwujemy, szczególnie wśród młodych ludzi, renesans modlitwy Jezusowej* oraz niektórych medytacyjnych praktyk Dalekiego Wschodu. Ludzie pragną „nudy”, ponieważ tęsknią za głębią. Owo odrodzenie jest dowodem na to, że opory wobec różańca nie są związane z jego formą czy tym bardziej z monotonią. Buntujemy się przed „klepaniem” różańca, uważając go za modlitwę niegodną intelektualisty, gdy w tym samym czasie nie mamy oporów, by „klepać” mantrę albo modlitwę Jezusową. Problem nie tkwi w formie różańca. Każdy, kto poszukuje głębi, potrafi odnaleźć w nim skuteczne narzędzie modlitwy kontemplacyjnej. Jan Paweł II w liście „Rosarium Virginis Mariae” zwraca uwagę, że różaniec należy do najlepszej i najlepiej wypróbowanej tradycji kontemplacji chrześcijańskiej i odpowiada modlitwie Jezusowej, „modlitwie serca”, która wyrosła na glebie chrześcijańskiego Wschodu (por. 5).
Kontemplacja i spotkanie
Już papież Paweł VI zwracał uwagę, że kontemplacja jest konieczna dla owocnego przeżywania modlitwy różańcowej.
Jeśli brak kontemplacji, różaniec upodabnia się do ciała bez duszy i zachodzi niebezpieczeństwo, że odmawianie stanie się bezmyślnym powtarzaniem formuł, oraz że będzie w sprzeczności z upomnieniem Chrystusa, który powiedział: «Na modlitwie nie bądźcie gadatliwi jak poganie. Oni myślą, że przez wzgląd na swe wielomówstwo będą wysłuchani» ( Mt 6, 7). Różaniec bowiem z natury swej wymaga odmawiania w rytmie spokojnej modlitwy i powolnej refleksji, by przez to modlący łatwiej oddał się kontemplacji tajemnic życia Chrystusa, rozważanych jakby sercem Tej, która ze wszystkich była najbliższa Panu, i by otwarte zostały niezgłębione tych tajemnic bogactwa. (Paweł VI, Marialis cultus 156)
Można zauważyć wiele podobieństw pomiędzy monotonnym odmawianiem różańca, a praktykami modlitwy medytacyjnej inspirowanej praktykami religii Dalekiego Wschodu. Również w różańcu powtarzamy cały czas te same słowa, bardzo często doświadczając dzięki temu jakiegoś stanu uspokojenia. Warto jednak pamiętać, że pomimo wszystkich podobieństw istnieje coś, co zasadniczo różni chrześcijańską modlitwę od jakiejkolwiek medytacji dalekowschodniej. W liście „Rosarium Virginis Mariae” papież pisze, że różaniec proponuje charakterystyczną metodę medytacji tajemnic Chrystusa ze swej natury sprzyjającą ich przyswajaniu. Jest to metoda oparta na powtarzaniu. (26)
Metoda jest podobna, polega ona na powtarzaniu, jednak cel, do którego prowadzi, jest inny niż w medytacji. Nie jest nim pokój sam w sobie, nie jest nim odnalezienie wewnętrznej równowagi, ale jest nią medytacją tajemnic Chrystusa. W centrum naszej modlitwy nie znajduje się człowiek i jego wewnętrzny świat, ale Chrystus, czyli druga osoba. Wewnętrzna równowaga, jest tylko środkiem do osiągnięcia zjednoczenia z Bogiem. Dla chrześcijan nie jest ona celem samym w sobie. Kiedy więc odmawiam różaniec, to koncentruję się na kimś innym niż ja. W „Liście do biskupów Kościoła katolickiego o niektórych aspektach medytacji chrześcijańskiej” czytamy, że modlitwa chrześcijańska przybiera postać osobowego, wewnętrznego i głębokiego dialogu między człowiekiem a Bogiem. Wyraża więc komunię istniejącą między odkupionym stworzeniem i wewnętrznym życiem Osób Trójcy Świętej. Owa komunia oparta na Chrzcie i Eucharystii, będących źródłem i szczytem życia Kościoła, zakłada postawę nawrócenia, odejścia od «ja» w kierunku Bożego «Ty». (3)
W modlitwie coraz ważniejsze staje się owo Ty, z którym prowadzimy wewnętrzny dialog. W tym sensie różaniec jako modlitwa medytacyjna oparta na powtarzaniu może prowadzić nas do spotkania nie z samym sobą, ale z osobowym Bogiem.
Zamiast hałasu – prostota i asceza
Zwróćmy jeszcze uwagę na drugą kwestię. Różaniec jest modlitwą prostą. I tutaj odpowiada na pragnienia współczesnego człowieka uciekającego od kultury dobrobytu. Sznur z drewnianymi koralikami jak najbardziej wpisuje się w tą estetykę. Jednak również tutaj należy zwrócić uwagę na jedną różnicę, jaka zachodzi pomiędzy kulturą upraszczania a chrześcijańską ascezą. Powróćmy do listu „Rosarium Virginis Mariae”. Jan Paweł II zwraca w nim uwagę na jedną bardzo ważną kwestię. Samo odmawianie modlitwy powinno prowadzić nas do wejścia na drogę naśladowania Chrystusa. Ten wymagający ideał upodabniania się do Niego jest osiągany przez obcowanie, które moglibyśmy nazwać «przyjacielskim». Wprowadza nas ono w naturalny sposób w życie Chrystusa i pozwala nam jakby «oddychać» Jego uczuciami. (15)
Dzięki modlitwie różańcowej wchodzimy w świat Jezusa, a to oznacza, że naszą główną troską nie jest pewien komfort życiowy, który osiągamy dzięki modlitwie, ale ofiara, złożona z naszego życia, za życie świata. Jakbyśmy nie kombinowali i jakiej egzegezy nie używali, nie będziemy mogli powiedzieć, że styl życia Jezusa był hygge. Pomimo tego, że chodził na wesela, odwiedzał przyjaciół w Betanii, jadł z nimi posiłki, to całe Jego życie było podporządkowane innemu celowi, dlatego nie miał gdzie głowy skłonić – cały czas w drodze, dnie spędzane na nauczaniu, a noce na modlitwie, w końcu męczeństwo i śmierć na krzyżu. W tym sensie Jan Paweł II pisze, że
różaniec jest modlitwą pokoju także ze względu na owoce miłości miłosiernej, jakie rodzi. Jeśli odmawia się go właściwie, jako modlitwę medytacyjną, to różaniec, pomagając spotkać się z Chrystusem w Jego misteriach, musi również ukazywać oblicze Chrystusa w braciach, zwłaszcza tych najbardziej cierpiących. (40)
Świat potrzebuje wyciszenia. Jednak modlitewne wycieszenie nie prowadzi jedynie do odnalezienia wewnętrznej równowagi ani do uproszczenia stylu życia. Dla chrześcijanina są to tylko środki, a nie cel sam w sobie. Celem jest spotkanie z Chrystusem i bezinteresowny dar z samego siebie za życie świata.
* modlitwa chrześcijańska polegająca na wielokrotnym powtarzaniu imienia Jezusa Chrystusa.
Wojciech Surówka OP
Dominikanin, teolog, publicysta. Od 2019 r. jest duszpasterzem Spotkań Lednica 2000. Przez wiele lat pracował w Rosji i na Ukrainie. W latach 2011- -2019 był dyrektorem Instytutu Nauk Religijnych św. Tomasza z Akwinu w Kijowie. Publikował w „Przeglądzie Tomistycznym”, „Studia Oecumenica”, „Więzi”, „Przeglądzie Politycznym”. W miesięczniku „W drodze” prowadzi stałą rubrykę, w której odpowiada na pytania czytelników. Felietonista „Gościa niedzielnego”. Udziela się w mediach społecznościowych – publikował na blog.dominikanie.pl, a obecnie prowadzi Księgę ziół. Uznany rekolekcjonista, współautor serii „33-dniowe rekolekcje”. Autor książek „Wnętrze lasu” oraz „Bóg i wieczność”.
Zobacz również: