Zastanawiam się, co było moim ostatnim ubraniem z „normalnego” sklepu. Możliwe, że to biały golf kupiony w sieciówce, którą akurat mijałam w drodze do warzywniaka. Golf był w promocji, rozmiar nie do końca odpowiedni, ale nie myślałam o tym zbyt długo. Nieważne, że z akrylu, którego włókna zanieczyszczają środowisko. Ważne, że był tani…
Może to jednak nie był biały golf, ale dwie sukienki, kupione na wesele przyjaciółki. Dlaczego dwie? Bo obie były ładne, a dzięki większym zakupom załapałam się na darmową wysyłkę z Chin, więc jak mogłam ominąć taką okazję? Sukienki, choć zamówione kilka tygodni wcześniej, nie doszły przed ślubem, więc poszłam w sukience, którą już miałam w szafie. Czy w takim razie były to zakupy niezbędne? Nie, ale wtedy wydawało mi się, że muszę ubrać się w coś nowego. W coś, w czym jeszcze mnie nie widziano. Chociaż prawie żadnego z gości nie znałam, więc mało prawdopodobne, że któryś widział mnie w „starej” sukience, to jednak czułam się niewystarczająco dobrze ubrana. Wtedy nie byłam jeszcze świadoma, że te dwie sukienki to były moje ostatnie „normalne” modowe zakupy, ale sam proces prowadzący do ograniczenia konsumpcji już dokonywał się w mojej głowie.
Przekraczając granice rozsądku
W moim domu ubrania nie były tylko odzieniem, które miało chronić nas przed zimnem, wiatrem lub deszczem, nie pełniły jedynie funkcji praktycznej. Dla mamy było zawsze ważne, co sama nosi i jak ubierają się jej dzieci i mąż. Ubrań mieliśmy dużo, niektóre były szyte przez krawcową, chociaż ani ja, ani moje siostry nie lubiłyśmy się stroić. Dopiero w liceum zaczęłam przykładać wagę do mody, wtedy też pierwszy raz koleżanka zabrała mnie na wyprawę do lumpeksu. W sobotę rano przed drzwiami już stała spora kolejka. Kiedy się otworzyły, ruszył wyścig w poszukiwaniu najlepszych okazów. Wprawiło mnie to w niemałe osłupienie, ale po chwili konsternacji dołączyłam do reszty i znalazłam dużo ciekawych ubrań, a kilka nawet w swoim rozmiarze. Od tamtej pory trwa moja przygoda z używanymi ubraniami z drugiej albo i którejś z kolei ręki. Miałam to szczęście, że wtedy „lump” nie miał stygmatu sklepu wybieranego przez tych gorszych. Trochę wstyd się przyznać, ale zdarzyło mi się wagarować z koleżankami, żeby tylko zdążyć na nowy rzut towaru, który był w środy. Później, w czasach studenckich, moja szafa wypełniona była po brzegi i chociaż cały czas pamiętałam o second-handach, sklepy on-line, oferujące dostępność i wybór towaru, prawie zawsze wygrywały.
Rewizja szafy i poglądów
Mój wielki powrót do świata używanych ubrań nastąpił kilka lat temu, gdy zaczęłam na poważnie interesować się kondycją naszej planety i wprowadzać konkretne zmiany w swoim życiu. Najpierw przestałam jeść mięso, chwilę później zabrałam się za ekologiczne kosmetyki i zakupy w warzywniakach i sklepach na zasadzie zero-waste. Naturalną koleją rzeczy było spojrzenie krytycznym okiem na swoją szafę. Zrobiłam przegląd ubrań i byłam w szoku, że jest ich tak dużo i że w większości z nich w ogóle nie chodzę. Udało mi się oddać część rzeczy rodzinie i znajomym, a niewielką część sprzedać za symboliczną kwotę na portalach sprzedażowych. Te, które nie nadawały się do noszenia, zmieniły się w ścierki do czyszczenia i mycia okien. Wciąż jednak mam bardzo dużo ubrań. Z jednej strony żałuję, że tak późno udało mi się zmienić swoje zachowania jako konsumenta, ale z drugiej strony wiem, że jest to mój ogromny sukces. Nie pamiętam swojej ostatniej wizyty w sklepie odzieżowym. Pewnie było to towarzyszenie rodzinie i znajomym, bo sama omijam centra handlowe szerokim łukiem – nie kuszą mnie już swoją ofertą, a promocje nie robią na mnie wrażenia. Staram się kupować ubrania z drugiej ręki, ale tylko wtedy, gdy ich potrzebuję – wyprawa do lumpeksu nie jest urozmaiceniem mojej codzienności.
W trwaniu w tych wyborach na pewno pomaga mi przesłanie encykliki „Laudato si’” papieża Franciszka, wydanej prawie 6 lat temu. Dbanie o nasz wspólny dom, jak nazywa Ziemię papież, to nasze zadanie nie tylko jako jej mieszkańców, ale także, i może przede wszystkim, chrześcijan. Ojciec Święty zwraca uwagę na to, że wybory mieszkańców dostatnich krajów wpływają na życie mieszkańców państw ubogich, którzy już boleśnie doświadczają skutków zmian klimatu. Pamiętajmy o tym planując kolejne zakupy.
Tekst: Malwina Giełdon
Malwina Giełdon – animatorka projektu Caritas Laudato Si w diecezji koszalińsko-kołobrzeskiej. Interesuje się przyrodą, dlatego naturalnym wyborem były studia na wydziale biologii. Jej ulubione dziedziny to genetyka populacyjna i ekologia, jako nauka o zależnościach pomiędzy gatunkami a środowiskiem. W życiu codziennym stara się działać w zgodzie z zasadami less waste oraz świadomej konsumpcji. Dzięki pracy przy projekcie Caritas Laudato Si może je propagować w środowisku lokalnym.