Mówiąc o zanieczyszczeniu, myślimy głównie o smogu, ściekach, śmieciach. Wszystko jednak wskazuje na to, że do tej listy należy dołączyć jeszcze jeden wytwór cywilizacji: szum informacyjny. Problem w tym, że szalenie trudno go zauważyć, bo za bardzo do niego przywykliśmy.
Zielone złoto splamione krwią
Popopularna, choć nie do końca zweryfikowana plotka głosi, że ostatnim człowiekiem na świecie, który posiadł wszystkie informacje z wszelkich dziedzin nauki i kultury był Gottfried Wilhelm Leibniz – niemiecki filozof żyjący na przełomie XVI i XVII w. Były to czasy raczkującego postępu w nowoczesnej nauce, kiedy ilość wiedzy teoretycznej i wynikającej z eksperymentu nie była tak gigantyczna, jak dzisiaj. O ile żyjący w tamtych czasach geniusz mógł pozwolić sobie na luksus przyswojenia całej dostępnej ludzkości informacji, o tyle dzisiaj zwyczajnie jest to niemożliwe. Produkujemy takie ilości danych, że nie jesteśmy w stanie magazynować ich w naszych mózgach, dlatego między innymi stworzyliśmy komputery – żeby pamiętały za nas.
Niewyobrażalna liczba danych
Ale ile właściwie jest tych danych? Według International Data Group (IDG), firmy zajmującej się szeregiem działań w sektorze IT, w 2018 roku jako ludzkość utworzyliśmy 18 zettabajtów informacji. A liczba ta szybko rośnie, bo już za 5 lat, w 2025 r., będziemy autorami 175 zettabajtów. No dobrze, ale o jakich wielkościach faktycznie tutaj mówimy? Jeden zettabajt, to 1 000 000 000 000 gigabajtów. Prawda, że trudno wyobrazić sobie wielkość tego rzędu? Bardziej obrazowo mówiąc: dyski naszych komputerów mają średnio od 512 do 1024 gigabajtów, tymczasem 175 zettabajtów to ilość danych odpowiadająca łańcuchowi ułożonemu z płyt DVD o długości równej 222 ziemskim równikom. To tyle informacji, że chcąc je pobrać z Internetu na komputer, potrzebowalibyśmy prawie 2 miliardów lat. I nawet prosząc o pomoc każdego mieszkańca Ziemi, żeby ten pobrał część tych informacji, potrzebowalibyśmy dodatkowych 81 dni. A z każdym rokiem ilość tych wytwarzanych przez nas danych jest coraz większa.
Od nadmiaru głowa boli
Żyją jeszcze osoby, dla których całkowitym novum była telewizja, a my sami w większości pamiętamy czasy, kiedy nie było dostępu do Internetu. W 1685 (sic!) francuski naukowiec Adrien Baillet zanotował: „Mamy powód, żeby obawiać się, że liczba książek, która rośnie każdego dnia, spowoduje, że na następne stulecia zapadniemy w stan barbarzyństwa, jak ten który nastąpił po upadku imperium rzymskiego”. Ówcześni uczeni obawiali się, że społeczeństwo, które jest zbyt przeciążone informacjami, nie będzie w stanie prawidłowo się rozwijać. Jak pokazała praktyka, z czasem nasze umysły dostosowały się do rosnącej lawinowo ilości danych, ale mają one swoją granicę.
Naukowcy coraz częściej opisują problem szumu informacyjnego. To taki stan, w którym nasz przeładowany bodźcami mózg przestaje radzić sobie z selekcjonowaniem wiadomości i zwyczajnie zaczyna szwankować – podobnie jak procesor, który został obciążony zbyt dużą ilością zadań. To porównanie wydaje się bardzo trafne, bo tak, jak podzespoły komputera, tak i nasz umysł każdego dnia przetwarza informacje. Ile ich jest? Według szacunków naukowców z USA przez nasze neurony przepływają trzydzieści cztery gigabajty danych dziennie. To mniej więcej 100 000 słów, czyli tyle, ile wypowiada człowiek mówiący bez przerwy przez 12 godzin.
Do sposobu mówienia o problemie przeładowania informacjami wykorzystuje się często pojęcia związane z naukami ekologicznymi. W 1999 roku prof. dr hab. Ryszard Tadeusiewicz wprowadził pojęcia mgły informacyjnej i smogu informacyjnego. Mgła informacyjna to synonimem rozdrobnionej, rozproszonej i nieustrukturyzowanej informacji, z kolei smog to „duszący” nadmiar bezwartościowej, a nawet „toksycznej” informacji. I podobnie jak smog duszący polskie miasta powoduje choroby płuc, tak samo ten informacyjny zatruwa nasz umysł.
Uczeni są zgodni, że przeładowanie informacjami to plaga XXI wieku. „Do ludzkiego mózgu dociera zbyt wiele bodźców jednocześnie, by mógł je wszystkie odebrać i przeanalizować. Nadmiar informacji sprawia, że nie radzi on sobie z wymaganiami, jakie stawia przed nim otoczenie” – twierdzi Sławomir Wolniak, lekarz psychiatra, ordynator Kliniki Wolmed w Dubiu, k. Bełchatowa. Obecnie istnieje ponad sto milionów urządzeń, które emitują informacje w sieciach mobilnych. „Taka ilość dostępnych na rynku narzędzi do odbierania informacji powoduje dezorientację, a niekiedy nawet znieczulenie na zewnętrzne bodźce” – dodaje ekspert.
Zmęczeni stanem mobilizacji
Zanieczyszczony zbyt dużą ilością informacji mózg staje się apatyczny i nieczuły na bodźce zewnętrzne. To jego mechanizm obronny wykształcony w ciągu tysięcy lat, który nie pozwala na przeładowanie treściami i „przegrzanie” organu. Ma to swoją cenę w relacjach z innymi ludźmi, bo te, traktowane podobnie jak wszystkie inne informacje, z czasem stają się płytsze, bardziej mechaniczne. To kolejne dane do przetworzenia, na które po prostu nie ma już miejsca. Zaburzenia empatii mają swoje konsekwencje w sytuacjach kryzysowych. Naukowcy z University of Southern California dowiedli, że przeciętny człowiek potrzebuje od 6 do 8 sekund, żeby zareagować na widok cierpiącej osoby. Tyle czasu zajmuje nam przetworzenie tego, co widzimy, na to, co czujemy. I ten czas ciągle się wydłuża na skutek bombardowania informacjami.
Nieprzebrana ilość danych ma też swoje konsekwencje dla reszty organizmu. Sceny walki, stany zagrożenia i napięcia, które docierają do nas ze świata wirtualnego, powodują takie same reakcje organizmu, jak w przypadku realnego zagrożenia. Nasze ciało nie odróżnia bodźców, które docierają do nas z filmu czy gry komputerowej, do tych, które dzieją się w świecie realnym. „Układ nerwowy człowieka działa na zasadzie mobilizacji i demobilizacji” – mówi Jakub Spyra, neuroimmunolog. „Za mobilizację odpowiada układ współczulny, który uaktywnia organizm do walki lub ucieczki. W czasach archaicznych pozwalał naszym przodkom ratować życie w sytuacji zagrożenia, np. atakiem tygrysa szablozębnego. Mobilizował całe zasoby energii do pokonania drapieżnika lub ucieczki przed nim.
Jak dowiedli naukowcy, rozregulowanie układu współczulnego może prowadzić do chorób serca, niewydolności układu krążenia, niepłodności, a nawet zaburzeń odporności. Wszystko przez informacje, których ilość i charakter tak mocno oddziałują na nasze umysły. Jeśli potraktujemy nasz mózg jako przestrzeń do zagospodarowania, to sensowne wydaje się mówienie o ekologii umysłu, czyli działaniach, które sprawią, że nie będziemy zaśmiecać go informacyjnymi odpadkami. I tak jak w przypadku troski o naturę, tak tutaj warto stosować się do kilku porad, które ochronią nas przed dopływem niepotrzebnych treści.
Informacyjna dieta
Jeśli prawdziwy smog może wdzierać się do naszego mieszkania przez otwarte okna, tak samo „trujące” informacje mają kanał, którym do nas docierają. Możliwe, że to media społecznościowe, powiadomienia na telefonie albo natłok newsów z serwisów informacyjnych. Prawdopodobnie większość treści, która dociera do nas w ten sposób, nie jest nam potrzebna do codziennego funkcjonowania. Co więcej, możliwe, że przez większą część czasu konsumowania social mediów docierają do nas dane, które wcale nas nie interesują, a na które trafiamy mimochodem.
W większości modeli telefonów można wyłączyć powiadomienia i pozostawić tylko te, które faktycznie są nam potrzebne. Jeśli nie przeczytamy kilku newsów w ciągu dnia, nic się nie stanie, a zyskamy tym samym więcej czasu i miejsca na rzeczy, które faktycznie nas interesują. „Na radzenie sobie z kryzysowymi sytuacjami (czyli takimi, jak obecnie), mam dość radykalną, ale skuteczną metodę. Trzeba czerpać informacje wyłącznie z oficjalnych, zweryfikowanych źródeł” – mówi Jakub Piwowar, socjolog i kulturoznawca z Uniwersytetu SWPS. „Próbuję sobie robić «dietę informacyjną». Przeglądam wiadomości raz, dwa razy dziennie, nie częściej, tak aby nie nakręcać się ilością informacji” – dodaje ekspert.
Kluczem do ekologii umysłu jest nie tylko odgrodzenie się od niepotrzebnych treści, ale przede wszystkim obcowanie z tymi dobrej jakości. Większość informacyjnego szumu to wiadomości, które nie poszerzają w znaczący sposób naszej wiedzy o świecie. Odpowiedzią na nie są wyczerpujące artykuły, książki lub samodzielne zbieranie informacji, które sprawi, że lepiej zrozumiemy temat.
Tekst: Michał Lewandowski