W niektórych rejonach Polski, szczególnie tam, gdzie są sprzyjające warunki klimatyczne i glebowe (np. w Dolinie Dolnej Wisły), są miejsca, gdzie przy każdym domu rosną drzewa śliwkowe, rodzące pod koniec lata niewielkie, ale bardzo słodkie owoce. To śliwki węgierki – nie można pozwolić, by się zmarnowały, więc łapcie sprawdzony przepis na powidła śliwkowe!
Skoro drzewo wydało obficie owoce, to warto te owoce wykorzystać, a nie patrzeć jak pleśnieją. Ale nawet rozdając ludziom śliwki, osiągniemy w końcu limit, bo przecież ile można ich zjeść? Trzeba więc sięgnąć do tradycji znanej poprzednim pokoleniom i zrobić powidła. Jeśli do pracy weźmiemy się wspólnie, to na dodatek spędzimy miło czas!
Dużo śliwek
By wziąć się do pracy, potrzebujemy kilku rzeczy:
• śliwek węgierek, najlepiej, by były zbierane po pierwszym przymrozku, kiedy będą miały lekko zmarszczoną skórkę; będzie w nich mniej wody, ale będą słodsze; na kocioł powideł potrzeba około 80-100 kg owoców
• towarzystwa do wspólnego zbierania owoców, drylowania (dzień przed smażeniem), smażenia i mieszania oraz do napełniania słoików
• kotła koprowego, czyli miedzianego, jeżeli takiego nie masz, to zanim przeczeszesz Internet, popytaj w okolicy – może jest u sąsiadów na strychu? Możesz wziąć też duży garnek stalowy z warstwą nieprzywierającą
• dużej drewnianej łyżki (najlepiej z końcówką z drewna hebanowego) do mieszania powideł
• rusztu stawianego na palenisko, na którym stabilnie ustawimy kocioł
• słoików, sporo czystych słoików i zakrętek; warto przewidzieć sposób oznaczenia słoików datą i estetycznym rysunkiem
• przysmaków na wspólny stół, który przyynosi każdy chętny do pomocy.
Powidła śliwkowe – przepis
Jeżeli pogoda pozwoli, to smażenie powideł warto zaplanować po pierwszym przymrozku. Wtedy owoce są słodsze i nie trzeba dodawać do powideł cukru. Niestety nie zawsze się to udaje – czasem przez wilgotność powietrza czy deszcz owoce spadają z drzewa wcześniej.
Dzień przed planowanym smażeniem należy zebrać owoce i je wydrylować. Można także przygotować dół na palenisko. W tym celu drewno na opał wrzucamy do dołu, który dookoła obkładamy kamieniami lub cegłami (podparcie rusztu) i przysypujemy je ziemią, dzięki temu unikniemy ubytków ciepła. Można stworzyć prostą konstrukcję komina (wykorzystując np. rurę o średnicy 100 mm), która dym z paleniska wyprowadzi na 2 m w górę – podobnie do starych przenośnych piecyków, tzw. kóz. Najbardziej ucieszy to mieszających powidła.
Rano rozpalamy ogień, który należy utrzymywać do wieczora.
Miedziany kocioł można wysmarować tłuszczem, by zmniejszyć prawdopodobieństwo przypalenia powideł. Podgrzany wcześniej kocioł wypełniamy niewielką ilością śliwek, by puściły sok. Następnie dokładamy więcej owoców, a po pewnym czasie resztę.
Uwaga! Przy kotle trzeba pełnić dyżury, zawsze ktoś musi mieszać. Powinny to być osoby dorosłe, bo mieszanie w kotle wiąże się z niebezpieczeństwem poparzenia, temperatura powideł może przekraczać 100°C, wszystko będzie bulgotać.
Powidła są gotowe, gdy nałożone talerzyk i wystygłe nieco, po pochyleniu talerzyka nie spływają. Jeżeli nie da się tego stanu osiągnąć przed zmierzchem, należy pozwolić powidłom wystygnąć, a smażenie kontynuować kolejnego dnia.
Gdy powidła są gotowe, gorące przekładamy do słoików. Słoiki zakręcamy i układamy do góry dnem. Powidła zakonserwuje też cukier (1 kg) dodany do nich w trakcie smażenia.
Sporządził Andrzej Grupa na podstawie relacji pana Wojciecha Królikowskiego z Kórnika
Po więcej zapraszamy Was tutaj: Caritas Laudato si na Facebooku. Bądź na bieżąco!
Zobacz również:
Przepisy na święta Bożego Narodzenia w duchu zero waste – pobierz [e-book]